Free songs
SanctaMissa.pl

Encyklika „Humani generis”

WstępIIIIIIWnioski


O błędach przeciwnych Wierze katolickiej



Do czcigodnych braci patriarchów, prymasów, arcybiskupów, biskupom i innych ordynariuszów, pozostających w łasce i jedności ze Stolicą Apostolską.

Czcigodni bracia, pozdrowienie i błogosławieństwo apostolskie.


Wstęp


1.

Sprzeczności i błędy w dziedzinie religii i moralności, jakie istnieją między ludźmi, były zawsze dla wszystkich ludzi uczciwych, a przede wszystkim dla wiernych i prawdziwych synów Kościoła, źródłem i powodem głębokiego bólu, szczególnie zaś w czasach dzisiejszych, gdy widzimy, jak zewsząd atakuje się same nawet podstawowe prawdy kultury chrześcijańskiej.

2.

Nie powinno wprawdzie dziwić, że zawsze istniały sprzeczności i błędy religijne i moralne w świecie poza owczarnią Chrystusową. Choć bowiem rozum ludzki swymi przyrodzonymi siłami i światłem może zasadniczo osiągnąć rzeczywiście prawdziwe i pewne poznanie Boga jednego i osobowego, mającego przez swą Opatrzność pieczę i rządy nad światem, oraz poznanie prawa przyrodzonego, wszczepionego w dusze nasze przez Stwórcę, jednakże niemało jest przeszkód, utrudniających rozumowi skuteczne i owocne korzystanie z tej wrodzonej zdolności. Bo wszystko, co odnosi się do Boga i tyczy stosunków zachodzących między ludźmi a Bogiem, należy do prawd przekraczających całkowicie porządek rzeczy zmysłowych i gdy się je wprowadza w praktykę życia, zmuszają do poświęcenia się i samozaparcia. Umysł zaś ludzki zdobywając takie prawdy, napotyka trudności, powstające pod wpływem zmysłów i wyobraźni, albo ze złych namiętności rodzących się z grzechu pierworodnego. Stąd pochodzi, iż w tych sprawach ludzie chętnie wmawiają w siebie, że jest nieprawdziwe, lub co najmniej niepewne to, czego nie chcę uznać za prawdziwe.

3.

Dla tych powodów trzeba rzec, że Objawienie jest moralnie konieczne, aby w obecnym stanie rodzaju ludzkiego wszyscy mogli poznać prawdy religijne i moralne, same przez się dostępne dla rozumu, dokładnie, z niewzruszoną pewnością i bez domieszki błędu. (Sobór Watykański I , D.B. 1876, Konst. De Fide Cath., r. 2, 'De revelatione’).

4.

Co więcej, umysł ludzki może nieraz doznawać trudności także i przy urabianiu sobie trwałego sądu co do „wiarygodności” wiary katolickiej, mimo że Bóg udzielił tyle i tak niezwykłych znaków zewnętrznych, przy pomocy których da się wykazać bez żadnej wątpliwości, w świetle nawet samego rozumu przyrodzonego, Boskie pochodzenie religii chrześcijańskiej. Człowiek bowiem, czy to kierując się uprzedzeniami, czy też pod wpływem namiętności i złej woli, może nie tylko odrzucić oczywistość znaków zewnętrznych, ale również opierać się oświeceniom wewnętrznym podsuwanym przez Boga.

5.

Ktokolwiek rozejrzy się dokładnie w świecie poza owczarnią Chrystusową, łatwo spostrzeże główne kierunki myśli, którymi nie mało uczonych podąża. A więc są tacy, co przyjąwszy nierozważnie i bezkrytycznie system ewolucyjny, w samej dziedzinie nauk przyrodniczych nie udowodniony dotychczas bezspornie, tłumaczą nim powstanie wszystkich rzeczy, skłaniając się lekkomyślnie ku monistycznej i panteistycznej hipotezie nieustannej ewolucji wszechświata. Tym właśnie poglądem posługują się chętnie zwolennicy komunizmu do skutecznej propagandy materializmu dialektycznego celem pozbawienia ludzi jakichkolwiek pojęć o Bogu.

6.

Tego rodzaju ewolucjonizm, odrzucający pojęcia i rzeczywistości absolutne, stałe i niezmienne, przygotował grunt dla nowej błędnej filozofii, zwanej egzystencjalizmem, który współzawodnicząc z idealizmem, immanentyzmem i pragmatyzmem, zajmuje się nie tylko, jak wskazuje jego miano, egzystencją poszczególnych jednostek z pominięciem niezmiennych istot rzeczy.

7.

Spotyka się ponadto fałszywy historycyzm, który ograniczając się jedynie do badania faktów życia ludzkiego, podważa podstawy każdej prawdy absolutnej i absolutnego prawa tak w odniesieniu do filozofii, jak i dogmatów chrześcijańskich.

8.

Wśród takiego pomieszania pojęć doznajemy niejakiej pociechy, spostrzegając, że nierzadko dawniejsi zwolennicy racjonalizmu usiłują dziś wrócić do źródeł prawdy Objawionej oraz przyjąć i uznać za podstawę teologii słowo Boże, zawarte w Piśmie świętym. Zarazem jednak należy boleć, że wielu z nich, im wytrwalej opowiada się za słowem Bożym, tym bardziej pomniejsza znaczenie rozumu ludzkiego i im gorliwiej wynosi powagę Objawienia Bożego, tym bardziej zacięcie pogardza Władzą Nauczycielską Kościoła, przez Chrystusa Pana po to przecież założonego, by chronił i wyjaśniał prawdy przez Boga objawione. Taka postawa jest nie tylko jawnie sprzeczna z Księgami świętymi, ale i z doświadczenia okazuje się fałszywa. Często bowiem ci, co odłączyli się od prawdziwego Kościoła, uskarżają się otwarcie na swój brak zgody w kwestiach dogmatycznych, przez co wbrew woli głoszą konieczność żywego urzędu nauczycielskiego.



WstępIIIIIIWnioski


Rozdział I

Kościół Katolicki w obliczu błędów współczesnych


Rola teologów i filozofów

9.

Jednakowoż teologom i filozofom katolickim, z urzędu swego poważnie zobowiązanym do strzeżenia prawdy Boskiej i ludzkiej oraz do wszczepiania jej w dusze ludzkie, nie wolno nie znać ani lekceważyć tych poglądów, odchylających się w mniejszej lub większej mierze od drogi prawdy. Wręcz przeciwnie, muszą je dobrze poznać tak dlatego, że bez uprzedniego zbadania choroby nie uda się z niej należycie uleczyć chorego, jak i dlatego, że czasami w tych fałszywych poglądach tai się nieco prawdy, czy wreszcie dlatego, że zmuszają one do gruntowniejszego przestudiowania i przemyślenia pewnych prawd filozoficznych albo teologicznych.

10.

Gdyby istotnie nasi filozofowie i teolodzy korzyści tego rodzaju starali się odnosić z ostrożnego badania wspomnianych doktryn, nie byłoby powodu, by Urząd Nauczycielski Kościoła głos zabierał. Tymczasem, choć dobrze wiemy, że uczeni katoliccy na ogół mają się na baczności przed tymi błędami, jest jednak faktem, że nie brak dzisiaj, podobnie jak w czasach apostolskich, takich, co z nadmiernej pogoni za nowościami, lub z obawy przed zarzutami nieznajomości osiągnięć postępujących nauk, chcieliby się uchylić od kierownictwa świętego Urzędu Nauczycielskiego, przez co narażają się na niebezpieczeństwo stopniowego oddalania się od prawdy Objawionej i pociągania innych na manowce.

11.

Zauważa się jeszcze i inne niebezpieczeństwo i to tym groźniejsze, że pokryte pozorami szlachetności. Wielu bowiem, ubolewając nad sporami i zamieszaniem myślowym panującym wśród ludzi, pod wpływem nierozważnej gorliwości duszpasterskiej i ulegając nieokreślonym porywom, pragnęłoby gorąco i usilnie obalić mury rozgraniczające ludzi prawych i uczciwych. Głoszą zatem irenizm tj. ażeby, usunąwszy na bok sprawy sporne dzielące ludzi, starać się nie tylko zresztą o zwalczanie zjednoczonymi siłami groźby ateizmu, ale nawet uzgodnienie przeciwieństw w kwestiach dogmatycznych. I jak swego czasu zarzucano, że metody apologetyki kościelnej w tradycyjnym ujęciu są raczej przeszkodą niż pomocą dla zdobywania dusz Chrystusowi, podobnie i dziś nie brak wysuwanych poważnie dyskusji – zbyt daleko osuwających się – nad potrzebą nie tylko zresztą udoskonalenia metod i programu teologii, obowiązujących w uczelniach duchowych z rozporządzenia władz kościelnych, ale i zreformowaniu ich w celu skuteczniejszego szerzenia Królestwa Chrystusowego w każdym kraju, wśród ludzi różnych kultur i różnych przekonań religijnych.

12.

Nie byłoby podstaw do obaw, gdyby chodziło o należyte przystosowanie nauk kościelnych i ich metod do współczesnych warunków i potrzeb przez wprowadzanie pewnych zmian w programie nauczania. Niestety wydaje się, że niektórzy nieroztropni gorliwcy irenizmu za przeszkody do odzyskania braterskiej jedności uważają to, co wynika z praw i zasad danych przez Chrystusa oraz z instytucji przez Niego założonych, lub stanowi obronę i ochronę nienaruszalności wiary. A to wszystko gdyby zachwiało się, nastąpiłoby wprawdzie połączenie, ale tylko we wspólnej ruinie.

13.

Wymienione nowe poglądy, czy powstają one z nagannego pragnienia nowości, czy z chwalebnych pobudek, nie zawsze formułowane są przez autorów w jednakowy sposób, równie przejrzyście lub w samym ujęciu słownym, ani też zawsze jednomyślnie. Co bowiem dzisiaj jedni wykładają bardziej powściągliwie, z zastosowaniem pewnych zastrzeżeń i rozróżnień, jutro inni, śmielsi głoszą otwarcie i bez ogródek, nie bez szkody, zwłaszcza dla młodszego kleru, i nie bez uszczerbku dla powagi Kościoła. Jeśli znów dość ostrożnie pisze się w publikacjach drukowanych, to o wiele śmielej rozprawia się w broszurach prywatnie rozsyłanych, na wykładach i zjazdach. A szerzy się takie poglądy nie tylko wśród duchowieństwa świeckiego i zakonnego, w seminariach duchownych i zakładach zakonnych, lecz i pośród świeckich, zwłaszcza nauczycieli i wychowawców młodzieży.

Niebezpieczeństwo relatywizmu dogmatycznego

14.

W dziedzinie teologii niektórzy radzi by jak najbardziej osłabić zawartość treściową dogmatów, sam zaś dogmat pozbawić i sformułowań w Kościele od dawna przyjętych i pojęć filozoficznych panujących w nauce katolickiej po to, by powrócić w wykładzie doktryny katolickiej do wyrażeń Pisma świętego i Ojców Kościoła. Spodziewają się bowiem, iż dogmat ogołocony ze składników zdaniem ich, obcych Bożemu Objawieniu, da się z pożytkiem zestawić z opiniami dogmatycznymi ludzi pozostających poza jednością Kościoła; tą drogą stopniowo dojdzie się do wzajemnego upodobania dogmatu katolickiego i poglądów odszczepieńców.

15.

Sądzą ponadto, że przy takim ujęciu doktryny katolickiej przygotowałoby się grunt do możliwości wyrażenia dogmatu pojęciami dzisiejszych systemów filozoficznych, np. immanentyzmu, idealizmu lub egzystencjalizmu, zgodnie z potrzebami umysłowości współczesnej. Jeszcze śmielsi twierdzą, że można i trzeba to zrobić, bo tajemnice wiary, według nich, nie dadzą się nigdy określić pojęciami jednoznacznie przybliżonymi i zmiennymi w czasie, które w pewnym stopniu określając prawdę, nieuniknienie ją wszakże zniekształcają. Dlatego nie uważają za rzecz niedorzeczną, a wręcz konieczną, zastępowanie w teologii dawnych pojęć nowymi, w zależności od rozmaitych filozofii, którymi posługuje się teologia jakby narzędziem pracy w ciągu wieków, a to w tym celu, aby uprzystępnić ludziom zawsze jednakie prawdy Boskie różnymi ujęciami, choćby nawet w pewnej mierze sprzecznymi, ale, jak powiadają, równoznacznymi. Dodają też, że historia dogmatów polega na przedstawieniu różnych form rozwojowych, w jakie przyoblekły prawdę Objawioną powstające w ciągu wieków zmienne doktryny i poglądy filozoficzne.

16.

Wynika jasno z tego, co powiedzieliśmy, że podobne tendencje nie tylko wiodą do relatywizmu dogmatycznego, lecz go w rzeczy samej już zawierają. Sprzyja temu zresztą ponadto brak szacunku do nauki tradycyjnej i jej terminologii. Nie ulega wprawdzie wątpliwości, że terminologię używaną i w nauczaniu szkolnym i przez Urząd Nauczycielski Kościoła można udoskonalać i precyzować. Wiadomo też, że Kościół nie zawsze był stały w jej używaniu. Oczywiste również, że Kościół nie może wiązać się z jakimkolwiek krótkotrwałym systemem filozoficznym. Na tak kruchych podstawach nie opierają się bezsprzecznie osiągnięcia jednomyślne wielowiekowych wysiłków uczonych katolickich nad zrozumieniem dogmatu.

17.

Jest zatem wyrazem najwyższej lekkomyślności, jeśli się lekceważy, odrzuca lub odmawia wartości ważkim pojęciom, terminom i definicjom, wypracowanym wielowiekowym trudem przez mężów nieprzeciętnego umysłu i świętości pod pieczą świętego Urzędu Nauczycielskiego, pod wpływem światła i kierownictwem Ducha Świętego w celu coraz to lepszego i dokładniejszego wyrażenia prawd wiary, a na ich miejsce stawia pojęcia hipotetyczne i jakieś płynne i nieuchwytne formułki nowej filozofii, które jak kwiat polny dziś są, a jutro więdną. Lekceważenie zaś terminów i pojęć używanych przez teologów scholastycznych prowadzi bezpośrednio do podcinania racji bytu teologii spekulatywnej, która ponieważ się opiera na rozumowaniu teologicznym, nie posiada – zdaniem nowatorów – prawdziwej pewności.

Autorytet Kościoła

18.

Niestety i do tego dochodzi, iż entuzjaści nowości łatwo przechodzą do pogardzania teologią, do lekceważenia, a nawet do obrażania samego Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, który teologię ową powagą swą w tak wielkim stopniu potwierdza. Według nich Urząd Nauczycielski Kościoła jest hamulcem postępu i przeszkodą dla wiedzy. Niektórzy katolicy znów uważają go za bezprawne wędzidło, którym powstrzymuje się światlejszych teologów od zrewidowania teologii. Zapomina się niekiedy, iż wierni są zobowiązani również i do unikania błędów w mniejszym lub większym stopniu prowadzących do herezji, a więc i do „przestrzegania konstytucji i dekretów którymi Stolica Apostolska napiętnowała i zakazała takich niesłusznych poglądów” (Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r., kan. 1324; por. Sobór Watykański I, D.B. 1820, Konst. De Fide Cath., r. 4, 'De fide et ratione’, po kanonach). A przecież najbliższą i powszechną normą prawdy dla każdego teologa w dziedzinie wiary i obyczajów ma być Urząd Nauczycielski Kościoła, bo Jemu powierzył Chrystus Pan zachowywać, strzec i tłumaczyć cały depozyt wiary, t.j. Pismo św. i Tradycję Boską. Zwykli zaś niektórzy pomijać naumyślnie wywody Encyklik papieskich o charakterze i ukształtowaniu Kościoła, przekładając nad nie jakieś mgliste pojęcia oparte niby na Ojcach Kościoła, zwłaszcza greckich. Zdaniem ich, nieraz powtarzanym, Papieże nie chcą rozstrzygać dyskusji prowadzonych przez teologów i dlatego nowsze konstytucje i orzeczenia Kościoła Nauczającego należy, powróciwszy od pierwotnych źródeł, tłumaczyć według pism starożytnych pisarzy.

19.

Choć może się to tylko wydawać przekonywująco i zręcznie ujęte, nie jest jednak bez fałszu. Prawdą jest, że Papieże dodają na ogół teologom wolność w kwestiach rozmaicie rozwiązywalnych przez znaczniejszych doktorów. Ale i z drugiej strony historia poucza, że wiele zagadnień podległych dawniej swobodnym roztrząsaniom już nie mogło potem stanowić przedmiotu jakiejkolwiek dyskusji.

20.

Nie wolno też sądzić, że treści Encyklik nie wymagają same przez się uległości, skoro w nich Papieże nie sprawują swej najwyższej władzy nauczania. Uczą one bowiem na podstawie zwyczajnego posłannictwa Urzędu Nauczającego, do którego również odnoszą się słowa: „Kto was słucha, mnie słucha” (Łk 10, 16). Najczęściej też to, co Encykliki wykładają i uwydatniają, już skądinąd należy do doktryny katolickiej. Jeśli zatem Najwyżsi Pasterze w wypowiedziach swych orzekają, po uprzednim zbadaniu, o kwestii dotąd swobodnie dyskutowanej, dla wszystkich jest jasne, że z woli i intencji Papieży sprawa ta nie może być odtąd przedmiotem wolnej dyskusji między teologami.

21.

Prawdą jest też, że teolodzy winni zawsze sięgać do źródeł Objawienia Boskiego. Do nich bowiem należy wykazywać, w jaki sposób to, czego naucza żywy Urząd Nauczycielski Kościoła, „zajmuje się wyraźnie lub pośrednio” w Piśmie świętym i w Tradycji (Pius IX, „Inter gravissimas”, 28 X 1870, Acta, t. I, str. 260) ponadto oba źródła doktryny Objawionej zawierają tyle obfitych skarbów prawdy, że nigdy nie dadzą się wyczerpać. Dlatego to przez studium świętych źródeł nauki teologicznej wciąż się odmładzają, gdy przeciwnie – jak wiemy z doświadczenia – spekulacja, jeśli zaniedbuje pogłębiające badania świętego depozytu, staje się bezpłodna. Lecz dla tych powodów nie wolno utożsamiać jednak ideologii pozytywnej z nauką wyłącznie historyczną. Razem bowiem ze świętymi źródłami Bóg dał Kościołowi Władzę Nauczania żywego, aby także wyjaśniać i wydobywać z depozytu wiary to, co zawiera się w nim w sposób niejasny i jakby pośredni. A autentyczne wykładanie tego depozytu powierzył Zbawiciel nie poszczególnym wiernym, ani nawet teologom, lecz Władzy Kościoła Nauczającego. Skoro zaś Kościół już częstokroć w ciągu wieków wykonywał ten urząd czy to w formie zwyczajnej, czy nadzwyczajnej, jest rzeczą oczywistą, że metoda tłumaczenia tego, co jest jasne, przez to, co jest ciemne, jest z gruntu fałszywa. Należy zastosować wręcz odwrotny porządek. Dlatego też poprzednik Nasz, wiekopomnej pamięci Pius XI, pouczając, iż najczęstszym zadaniem teologów jest wykazywanie, w jaki sposób doktryna określona przez Kościół zawiera się w źródłach, nie bez poważnej przyczyny dodał słowa: „w tym jednak znaczeniu, w jakim ją Kościół określił”.

Autorytet Pisma świętego

22.

Wracając jednak do wyżej poruszanych nowych teorii, trzeba wspomnieć kilka poglądów głoszonych otwarcie lub sugerowanych przez pewnych uczonych, które pomniejszają Boską powagę Pisma świętego. A więc sens definicji Soboru Watykańskiego I o Bogu, Autorze Pisma świętego, zuchwale przeinaczając, wznawia się zdanie wielokrotnie już potępione, według którego bezbłędność Ksiąg świętych miałaby zachodzić tylko wtedy, gdy mówią o Bogu, moralności i religii. Co więcej fałszywie pojmują sens ludzki Pisma świętego, twierdząc, że jedynie nieomylny jest sens Boski, kryjący się pod nim. W interpretacji Pisma świętego nie chcą zupełnie uwzględniać „analogii wiary” i tradycji Kościoła. Należałoby, zdaniem ich, raczej sprawdzać naukę Ojców Kościoła i Świętego Urzędu Nauczycielskiego Kościoła według Pisma świętego, wyjaśnianego przez egzegetów siłami li tylko rozumu ludzkiego, niż komentować Księgi święte według rozumienia Kościoła, ustanowionego przez Chrystusa Pana stróżem i tłumaczem całego depozytu wiary objawionej.

23.

Ponadto zaś sens literalny Pisma świętego i hermeneutyka biblijna, wypracowane pod nadzorem Kościoła przez tylu znakomitych egzegetów, winny ustąpić miejsca, według ich zwodniczych pomysłów, nowej egzegezie nazwanej symboliczną i duchową. Dzięki niej Księgi święte Starego Testamentu, dzisiaj zamknięte jak źródło, zapieczętowane, stałyby się nareszcie dostępne dla wszystkich. Przez tę metodę – zapewniają dalej – zniknęłyby wszystkie trudności, z którymi się nie mogą uporać tylko ci, którzy są zwolennikami sensu literalnego Pisma świętego.

24.

Nie trudno jest spostrzec, jak dalekie jest to wszystko od zasad i norm hermeneutycznych, ustalonych należycie przez poprzedników Naszych: Leona XIII w Encyklice „Providentissimus”, przez Benedykta XV w Encyklice „Spiritus Paraclitus”, a i wreszcie przez Nas samych w Encyklice „Divino affante Spiritu”.



WstępIIIIIIWnioski


Rozdział II

Penetracja błędów współczesnych


W teologii

25.

Nie dziw potem, iż podobne nowości wydały już zatrute owoce we wszystkich prawie gałęziach teologii. Podaje się w wątpliwość możliwość udowodnienia istnienia Boga osobowo argumentami zaczerpniętymi z rzeczy stworzonych bez pomocy Boskiego Objawienia i łaski Bożej. Przeczy się prawdzie o początku świata. Twierdzi się, że stworzenie świata było konieczne, bo pochodzi z koniecznej szczodrobliwości Boskiej miłości. Odrzuca się też wiedzę uprzednią o Bogu, odwieczną i nieomylną, o wolnych uczynkach ludzkich. Wszystko to jest sprzeczne z orzeczeniami Soboru Watykańskiego I (Sobór Watykański I, Konst. De Fide Cath, Rozdz. 1, 'De Deo rerum omnium creatore’).

26.

Niektórzy jeszcze stawiają pytanie, czy Aniołowie są stworzeniami osobowymi i czy materia różni się istotnie od ducha. Inni znów wypaczają zasadę rzeczywistej „darmowości” porządku nadprzyrodzonego, utrzymując, że Bóg nie mógł stworzyć bytów obdarzonych rozumem, nie przeznaczając i nie powołując ich do widzenia uszczęśliwiającego. Nie dość na tym. Odrzucając określenia Soboru Trydenckiego, przeinacza się pojęcie grzechu pierworodnego oraz grzechu w ogóle jako obrazy Boga, a też i zadośćuczynienia Chrystusa za nas. Nie brak i takich, co uważają, że doktrynę o Przeistoczeniu, opartą jakoby na przestarzałych pojęciach filozoficznych, należy zmienić w tym sensie, by obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie sprowadzić do jakiegoś symbolizmu i Postacie konsekrowane uważać jedynie za znaki skuteczne duchowej obecności Chrystusa i Jego wewnętrznego jednoczenia się z wiernymi, jako członkami Ciała Mistycznego.

27.

Inni znów sądzą, że nie są związani doktryną przed kilkoma laty wyłożoną w Naszej Encyklice w oparciu o źródła Objawienia, która uczy o tożsamości Mistycznego Ciała Chrystusa i Kościoła Rzymskokatolickiego. Niektórzy do czczej formuły sprowadzają konieczność przynależenia do prawdziwego Kościoła, celem osiągnięcia zbawienia wiecznego. Inni wreszcie nie uznają wartości rozumowej dowodów o „wiarygodności” wiary chrześcijańskiej.

28.

Jest faktem, że te i tym podobne poglądy wśliznęły się pomiędzy wielu synów Naszych, sprowadzonych na manowce przez nierozważna gorliwość duszpasterską lub nierzetelną wiedzę. I ze smutkiem musimy im powtarzać prawdy jak najbardziej znane i nie bez zaniepokojenia wskazywać oczywiste błędy lub niebezpieczeństwa zabłądzenia.

W filozofii

29.

Jest rzeczą powszechnie wiadomą, jak wysoce ceni Kościół rozum ludzki przy wykazywaniu całkiem pewnym istnieniem Boga jedynego i osobowego, przy udowadnianiu z Boskich znaków bezspornymi argumentami podstaw wiary chrześcijańskiej, przy właściwym formułowaniu prawa wszczepionego w dusze ludzkie przez Stwórcę, czy wreszcie przy usiłowaniu niejakiego zrozumienia tajemnic i to jak najbardziej płodnego (Sobór Watykański I d.b. 1796). Te wszakże zadania rozum tylko wtedy należycie i bezpiecznie wypełnić może, jeśli zostanie odpowiednio ukształtowany i to mianowicie ową zdrową filozofią, od dawna przekazywaną jakby w spuściźnie od odległych wieków chrześcijańskich i posiadającą powagę wyższego rzędu. Sam bowiem Nauczycielski Urząd Kościoła uzgodnił z Boskim Objawieniem jej zasady i główniejsze twierdzenia, stopniowo wydobywane i ustalane przez ludzi niepospolitego umysłu. Filozofia ta, przez Kościół uznana i przyjęta, broni prawdziwej i rzeczywistej wartości rozumu ludzkiego niewzruszonych metafizycznych zasad, tj. zasady racji dostatecznej, przyczynowości i celowości, a wreszcie możliwości zdobycie pewnej i niezmiennej prawdy.

30.

Rzecz prosta, jest w niej wiele problemów, nie odnoszących się ani bezpośrednio ani ubocznie do prawd wiary i obyczajów, i z tego powodu zostawionych przez Kościół do swobodnej dyskusji znawców. Ale co do innych kwestii, zwłaszcza co do wspomnianych wyżej zasad i głównych twierdzeń, podobna swoboda nie istnieje. Wprawdzie i tego rodzaju istotne zagadnienie filozoficzne wolno ubierać w szatę stosowniejszą i bogatszą, wzmacniać określeniami bardziej odpowiednimi, odrzucać mniej stosowne ujęcia szkolne, jako też ubogacać, ale bez pochopności, zdrowymi osiągnięciami postępującej naprzód pracy umysłu ludzkiego. Nigdy jednak nie wolno jej podważać lub kazić fałszywymi zasadami lub uważać za wielki wprawdzie, ale nieużyteczny, zabytek przeszłości. Nie może się bowiem nieustannie zmieniać ani prawda, ani wszelkie jej filozoficzne wyjaśnienie, zwłaszcza gdy chodzi o zasady rozumu ludzkiego oczywiste same przez się, albo o twierdzenia, opierając się tak na mądrości wieków, jak i na zgodności i potwierdzeniu Boskiego Objawienia. Jakąkolwiek prawdę rozum jest w stanie zdobyć szczerą i rzetelną pracą, bez wątpienia nie może być ona sprzeczna z prawdą już zdobytą. Bóg bowiem, najwyższa Prawda, stworzył rozum ludzki i nim kieruje nie po to, by przeciwstawić trwałym osiągnięciom coraz inne nowości, lecz aby usunąwszy błędy, jakie się mogły zakraść, rozbudowywać prawdę w jednakowym układzie i strukturze, stanowiącej dostrzegalne podstawy natury, która jest źródłem prawdy. A przeto filozof lub teolog chrześcijański nie przyjmuje pośpiesznie i lekkomyślnie wszelkich najnowszych pomysłów, lecz niech je z najwyższą pilnością osądza i krytycznie sprawdza, by nie stracić prawdy już posianej lub jej nie wypaczać, z wielkim doprawdy uszczerbkiem i szkodą dla wiary.

31.

Jeśli się dobrze rozważy powyższe wywody, stanie się zrozumiałe, dlaczego Kościół wymaga, by przyszłych kapłanów kształcić w naukach filozoficznych „według metody, doktryny i zasad Doktora Anielskiego” (Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 roku Kan. 1366, 2). Z wielowiekowego bowiem doświadczenia wiadomo, że metoda św. Tomasza z Akwinu najlepiej nadaje się czy to do nauczania szkolnego, czy to do zgłębiania prawd trudno poznawalnych, ponadto, ze doktryna tomistyczna zgadza się harmonijnie z Boskim Objawieniem i jest jak najbardziej skuteczna dla trwałego zabezpieczenia podstaw wiary oraz dla pożytecznego i bezpiecznego wykorzystywania wyników zdrowego postępu.

32.

Dla powodów wymienionych tym bardziej należy ubolewać, że niektórzy pogardzają dziś tą filozofią, w Kościele przyjętą i uznaną, oskarżając ją bez ogródek za przestarzałą w formie, a za racjonalistyczną w metodach rozumowania. Powiadają często, że bezpodstawnie nasza filozofia broni możliwości istnienia metafizyki bezwzględnie prawdziwej, podczas gdy, według ich zapewnień, prawdy, zwłaszcza transcendentne, można ściśle wyrazić jedynie przez systemy rozbieżne, nawzajem się uzupełniające, choćby się nawet w pewnej mierze przeciwstawiały sobie. Zgadzają się wprawdzie, że filozofia, nauczana w naszych szkołach z jej przejrzystym opisywaniem i rozwiązywaniem zagadnień, z jej ścisłym definiowaniem pojęć i wyrazistymi rozróżnieniami może oddać korzyści przy wtajemniczeniu w teologię scholastyczną, i że znakomicie przystosowana była do umysłowości średniowiecznej. Nie posiada jednak – utrzymują – metody myślenia filozoficznego, która by odpowiadała współczesnej kulturze i dzisiejszym potrzebom. Wysuwają następnie zarzut, że „filozofia wieczysta” zajmuje się jedynie niezmiennymi istotami rzeczy, podczas gdy dzisiejszy umysł winien raczej się interesować istnieniami indywiduów i życiem ciągle zmiennym. Gdy tędy filozofię scholastyczną poniżają, wychwalają inne, dawne i nowe, narodów wschodnich i zachodnich, jak gdyby dając do zrozumienia, że każda filozofia czy teoria po dokonaniu niezbędnych poprawek i uzupełnień da się uzgodnić z dogmatem katolickim. Nie wolno jednak żadnemu katolikowi zachwiać się w przekonaniu o całkowitej fałszywości tego wszystkiego, zwłaszcza jeśli chodzi o systemy immanentyzmu, idealizmu, materializmu historycznego i dialektycznego oraz egzystencjalizmu ateistycznego, lub zaprzeczającego wartości rozumowania metafizycznego.

33.

W końcu mają za złe filozofii scholastycznej uwzględnianie w procesie poznawczym jedynie umysłu, z pominięciem udziału woli i uczuć. Ale to nie jest prawdą. Nigdy bowiem filozofia chrześcijańska nie odmawiała dobrym dyspozycjom psychicznym człowieka skutecznej użyteczności do pełnego poznania i przyjęcia prawd religijnych i zasad moralnych. Przeciwnie zawsze uczyła, że brak takich dyspozycji może się stać przyczyną zaślepienia rozumu opanowanego przez namiętności i złą wolę i fałszywego patrzenia. Co więcej, według zdania Doktora Powszechnego, intelekt może w pewnej mierze spostrzegać wartości wyższego rzędu należące do porządku etycznego, przyrodzonego lub nadprzyrodzonego, o ile odczuwa w duszy pewną zbieżność uczuciową z tymi wartościami, czy to naturalną, czy to pomnożoną darem łaski (św. Tomasz, Summa Theol. 2ae kwest. 1, art. 4 ad 3 i kwest. 45, art. 2 in c.). Nie trudno zauważyć, jak wiele podobne poznanie, choćby niejasne i podświadome, może być pomocne przy badaniach rozumowych. Jednakże uznawanie roli dyspozycji i woli i uczuć w poznawaniu pewniejszym i trwalszym prawd etycznych nie pokrywa się z twierdzeniami wspomnianych nowatorów. Przypisują oni mianowicie władzom woli i uczniom zdolność intuicyjną i mówią , że człowiek nie mogąc się upewnić samymi aktami rozumu, za czym ma pójść jako prawdziwym, skłania się do woli, dzięki której przez wolną decyzję wybiera jedną z przeciwnych opinii, przemieszanym bezbłędnie aktem poznania woli.

34.

Nic dziwnego, że te nowe poglądy zagrażają dyscyplinom filozoficznym, z natury swej ściśle związanym z teologią, to jest teodycei i etyce. Zadanie ich nie polegałoby na zdobywaniu pewnych dowodów o Bogu i innych bytach transcendentnych, lecz raczej na wskazaniu, że pouczenia wiary o Bogu osobowym i Jego przykazaniach doskonale harmonizują z potrzebami życia. Dlatego właśnie wszyscy powinni je przyjąć, aby uniknąć rozpaczy i osiągnąć zbawienie wieczne. To wszystko sprzeciwia się pismom Poprzedników Naszych Leona XIII i Piusa IX i z orzeczeniem Soboru Watykańskiego I nie da się pogodzić. Nie zachodziłaby potrzeba ubolewania nad tymi odchyleniami od prawdy, gdyby wszyscy, także i w dziedzinie filozofii, zwracali z należytą czcią uwagę na Urząd Nauczycielski Kościoła, do którego przecież należy nie tylko chronić i tłumaczyć depozyt Boskiej wiary, lecz także czuwać nad naukami filozoficznymi w tym celu, by dogmaty katolickie nie ucierpiały szkody od poglądów niesłusznych.



WstępIIIIIIWnioski


Rozdział III

Wiara i nauki pozytywne


35.

Zostaje jeszcze przemówić nieco o zagadnieniach, które choć należą do nauk pozytywnych, wiążą się w mniejszym lub większym stopniu z prawdami wiary chrześcijańskiej. Wielu bowiem domaga się stanowczo, aby religia katolicka jak najwięcej uwzględniała te nauki, co niewątpliwie zasługuje na pochwałę, jeśli tylko chodzi o fakty istotnie udowodnione. Z ostrożnością wszakże należy postępować przy hipotezach, choć uzasadnionych w pewien sposób naukowo, ale dotyczących doktryny zawartej w Piśmie świętym lub w Tradycji. Żadną jednak miarą nie wolno opowiadać się za tezami hipotetycznymi, które bezpośrednio są sprzeczne z doktryną przez Boga objawioną.

Biologia i antropologia

36.

Dla tych powodów Kościół nauczający nie zabrania uczonym i teologom polemiki nad doktryną ewolucjonizmu, według dzisiejszego stanu nauk przyrodniczych i teologicznych. Gdy się mianowicie bada problem pochodzenia ciała ludzkiego z materii istniejącej uprzednio i organicznej; bo uznanie bezpośredniego stworzenia dusz przez Boga nakazuje nam wiara katolicka. Swoboda jest dopuszczalna pod warunkiem wszakże, że będzie się z należną powagą, umiarem i opanowaniem rozważać i oceniać dowody i zwolenników i przeciwników ewolucjonizmu. Z tym też, by wszyscy byli gotowi poddać się zadaniu Kościoła, któremu Chrystus zlecił zadanie autentycznej interpretacji Ksiąg świętych i obrony dogmatów wiary (przemówienie Ojca św. do członków Akademii Nauk z 30 listopada 1941 roku , AAS, t. XXXIII, str. 506). Tej jednak swobody roztrząsań naukowych niektórzy nadużywają lekkomyślnie, tak sprawę stawiając, jak gdyby pochodzenie ciała człowieka z materii organicznej było już z pewnością udowodnione z materiałów dotychczas znalezionych i z wniosków z tychże materiałów wypływających i jak gdyby z drugiej strony źródła Objawienia nic nie zawierały, co by wymagało w tej sprawie wielkiego umiaru i ostrożności.

37.

Jeśli zaś chodzi o inna hipotezę, mianowicie poligenizm, to synowie Kościoła wcale już nie mają podobnej wolności. Nie wolno bowiem wiernym przyjmować opinii, której zwolennicy twierdzą, że po Adamie istnieli na ziemi ludzie nie pochodzący od niego, jako prarodzica, drogą naturalnego rozmnażania się, lub że Adam oznacza pewną liczbę prarodziców. Okaże się bowiem całkiem niemożliwe, jakby się dało pogodzić taką teorię z nauką źródeł prawdy Objawionej i dokumentów Kościoła Nauczającego o grzechu pierworodnym, który pochodzi z grzechu rzeczywiście popełnionego przez jednego Adama i przeszczepiany rodzeniem na wszystkich jest zarazem wrodzonym grzechem własnym każdego człowieka (Rz 5, 12 –19, Sobór Trydencki, seria V, kan. 1-4).

Historia i Biblia

38.

Jak w naukach biologicznych i antropologicznych, podobnie i historycznych przekracza się zuchwałe granice i zastrzeżenia ustalone przez Kościół. W szczególny zaś sposób należy ubolewać nad pewną zbyt swobodną interpretacją Ksiąg historycznych Starego Testamentu, której zwolennicy, broniąc swych zapatrywań, powołują się bezpodstawnie na list nie tak dawno temu skierowany przez Papieską Komisję Biblijną do Arcybiskupa Paryża (z dnia 16 stycznia 1948: ASS, t. XL, str. 45 – 48). Tymczasem list ten wyraźnie przypomina, że jedenaście pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju nie odpowiada całkowicie metodom pisarstwa historycznego używanym przez naczelnych historiografów greckich i łacińskich, lub historyków naszych czasów, należą mimo to jednak do rodzaju literackiego historycznego w pewnym sensie, który zresztą egzegeci powinni głębiej zbadać i określić. Rozdziały te, w stylu prostym i obrazowym, przystosowanym do umysłowości narodu, stojącego jeszcze na niskim stopniu cywilizacji, podają zasadnicze prawdy, na których się opierają nasze możliwości zdobycia zabawienia wiecznego, jak również zawierają popularny opis początków rodzaju ludzkiego i narodu wybranego. Jeśli się można zgodzić, że owi starożytni autorzy natchnieni czerpali z tradycji ludowych, nigdy nie wolno zapominać, że przy pomocy łaski Boskiego natchnienia byli oni zabezpieczeni i wolni od jakiegokolwiek błędu w doborze i ocenie tych źródeł.

39.

Nie należy zatem stawiać na jednym poziomie tradycji ludowych włączonych do Ksiąg świętych i mitologii lub opowiadań podobnych. Te bowiem są płodem wybujanej gry wyobraźni, a nie owocem ukochania prawdy i prostoty, które w Księgach świętych, również i Starego Testamentu, tak jaśnieją, iż trzeba powiedzieć, że hagiografowie nasi bezsprzecznie przewyższają starożytnych pisarzy pogańskich.



WstępIIIIIIWnioski


Wnioski


Odpowiedzialność nauczających

40.

Wiemy wprawdzie, że większość katolickich uczonych, z których prac korzystają uniwersytety, seminaria duchowne i zakłady zakonne, trzyma się z dala od tych błędów, szerzonych dzisiaj otwarcie lub skrycie czy to z manii nowości czy nieumiarkowanych zamierzeń duszpasterskich. Ale wiemy również, że tego rodzaju nowe teorie mogą nęcić nierozważnych. Dlatego wolimy zaradzić początkom choroby niż leczyć już zastarzałą.

41.

A przeto rozważywszy i rozmyśliwszy dokładnie sprawę przed Panem, z obawy byśmy nie uchybili Naszemu świętemu obowiązkowi, biskupom i przełożonym zgromadzeń zakonnych, zobowiązując ich poważnie w sumieniu, nakazujemy, aby jak najgorliwiej czuwali i nie dopuszczali do nauczania podobnych teorii w szkołach, na zjazdach lub w pismach jakichkolwiek i do głoszenia ich w jaki bądź sposób wobec duchownych albo wiernych.

42.

Profesorowie zaś zakładów duchownych niech pamiętają, że nie mogą spełniać ze spokojnym sumieniem powierzonego im obowiązku nauczania, jeśli nie przyjmą posłusznie norm doktrynalnych, które wydajemy, i nie zastosują się do nich skrupulatnie przy nauczaniu. Niech też wpajają w umysły i serca uczniów należyty szacunek i posłuszeństwo dla Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, co powinni sami okazywać w swych zajęciach i pracach.

43.

Owszem niechaj z całą energią i zapałem starają się przyczyniać do postępu nauk, które wykładają, lecz niech strzegą się równocześnie przekraczania granic, przez Nas wytyczonych dla obrony prawd wiary i doktryny katolickiej. Zagadnieniami nowymi, jakie wysuwa kultura współczesna i postęp, niech zajmują w swych ścisłych pracach badawczych z należytą wszakże rozwagą i ostrożnością. Niech wreszcie nie sądzą, pod wpływem fałszywego irenizmu, że można przyprowadzić z powrotem na łono Kościoła dysydentów zbłąkanych, nie podawszy wpierw sumiennie prawdy całkowitej panującej w Kościele, bez zniekształceń i uszczerbku.

44.

Ożywieni tą nadzieją przez waszą gorliwość pasterską podsycaną, jako zadatek niebieskich darów i na dowód Naszej Ojcowskiej miłości, każdemu z osobna, Czcigodni Bracia, oraz duchowieństwu i wiernym waszym udzielam z serca Apostolskiego Błogosławieństwa.


Dan w Rzymie u Św. Piotra, dnia 12 sierpnia 1950, w dwunastym roku Naszego Pontyfikatu.

Papież Pius X



WstępIIIIIIWnioski