Free songs
SanctaMissa.pl

Encyklika „Doctor Mellifluus”

12345678910111213141516171819202122


O Świętym Bernardzie z Clairvaux



1

Doctor Mellifluus


Doctor Mellifluus, „ostatni z Ojców, lecz pierwszym z pewnością równy” (Mabillon, Bernardi Opera, Praef, generalis, n. 23; Migne, P. L., CLXXXII, 26) wyróżniał się takimi walorami umysłu i ducha, które Bóg ubogacił jeszcze darami niebieskimi, że przez swoją świętość, mądrość i wyjątkową roztropność rady w prowadzeniu spraw zdawał się wprost jakby panować nad zmiennymi i bardzo często burzliwymi kolejami swojej epoki. Dlatego wysławiali go nie tylko papieże i pisarze Kościoła katolickiego, ale często także i heretycy. Stąd też poprzednik Nasz, śp. Aleksander III, gdy ku wielkiej wszystkich radości zaliczał go w poczet Świętych, oddając mu cześć napisał: „Przywiedliśmy na pamięć Naszą święte i czcigodne życie tego błogosławionego męża: jak wsparty przywilejem szczególnej łaski, nie tylko sam w sobie rozbłysnął świętością i pobożnością, lecz także cały Kościół Boży opromienił światłem wiary i nauki. Owoc zaś, jaki słowem i przykładem w domu Pańskim wydał, znany jest dobrze w każdym niemal zakątku świętej christianitas; bo nawet do obcych barbarzyńskich ludów przekazał urządzenia świętej religii … a nieskończoną liczbę grzeszników … przywołał na powrót do prawego życia duchowego” (Litt. Apost. Contigit olim, XV Kal. Feb., 1174, Anagniae d). „Był to bowiem – jak pisze kard. Baroniusz – mąż prawdziwie apostolski, więcej, prawdziwy przysłany przez Boga Apostoł, potężny w czynie i w słowie, wszędzie i we wszystkim oświecający swój apostolat blaskiem znaków, jakie za nim szły, tak że w niczym niemal nie ustępował wielkim Apostołom … [i dlatego] godzi się go nazywać … zarówno ozdobą, jak i podporą całego Kościoła katolickiego” (Annal., t. XII, An. 1153, p. 385, D-E; Rome, ex Tipografia Vaticana, 1907).


2

800. rocznica śmierci św. Bernarda


Do tych najwyższych pochwał – do których można by dodać niezliczone niemal inne – kierujemy Naszą myśl dzisiaj, gdy mija ósmy już wiek, od kiedy Odnowiciel i Rozszerzyciel Świętego Zakonu Cystersów, pobożnie umierając odszedł do Nieba, porzuciwszy to śmiertelne życie, które przedtem opromienił tak wielkim światłem nauki i blaskiem świętości. Wyjątkowo bowiem potrzeba przypominania jego wspaniałych zasług, a także przedstawiania ich na piśmie, ażeby nie tylko członkowie jego zgromadzenia, ale również ci wszyscy, którzy do głębi smakują w tym, co prawdziwe, co piękne, co święte, mogli odczuć w tym zachętę do podążania śladem przepięknych przykładów jego cnoty.


3

Nauka św. Bernarda z Clairvaux


Całą niemal swoją naukę zaczerpnął św. Bernard z Pisma świętego i z dzieł Ojców – które czytał po całych dniach i nocach, w zachwycie je rozważając – nie zaś z wyszukanych rozumowań dialektyków i filozofów, które, jak nieraz można było sądzić, uważał za mniej istotne (Cf. Serm. in Festo SS. Apost. Petri et Pauli n. 3; Migne, P. L., CLXXXIII, 407, and Serm. 3, in Festo Pentec., n, 5; Migne, P. L., CLXXXIII, 332-b). Trzeba jednak podkreślić, że nie odrzucał on filozofii ludzkiej, jeśli była ona filozofią godną tego miana – prowadzącą do Boga, do prawego życia i do chrześcijańskiej mądrości; odrzucał raczej taką, która uprawiając bezpłodne pustosłowie i oparte na oszukańczych utarczkach słownych sztuczki, w swoim zadufaniu rości sobie prawo do wkraczania w sprawy Boże i do przenikania wszelkich Bożych tajemnic: tak że wręcz – co i w jego czasach często się zdarzało – narusza nieskazitelność wiary i w godny pożałowania sposób stacza się w herezję.

„Widzisz … – pisze – jak [św. Paweł], owoc i pożytek wiedzy umieszcza w sposobie jej uprawiania (in modo sciendi constituit)? (1 Kor 8, 2) Cóż zatem określa on jako modus sciendi. Co? Nic innego jak tylko to, byś wiedział: w jakim porządku, z jakiej pobudki, w jakim celu masz cokolwiek wiedzieć? W jakim porządku – by pierwszeństwo miało to, co bardziej służy zbawieniu; z jakiej pobudki – by z większym zapałem oddawać się temu, co silniej pobudza do miłości; w jakim celu – by [szukać wiedzy] nie dla jałowej sławy, ciekawości czy czegoś podobnego, a jedynie dla zbudowania siebie lub bliźniego. Są bowiem tacy, którzy chcą wiedzieć po to tylko, żeby wiedzieć – to wstrętna ciekawość. Są też tacy, którzy chcą wiedzieć po to, żeby o nich wiedziano – to wstrętna próżność … Są dalej i tacy, którzy chcą wiedzieć po to, żeby swoją wiedzę sprzedawać: na przykład za pieniądze czy zaszczyty – to wstrętne handlarstwo. Ale są i tacy, którzy chcą wiedzieć po to, by budować innych – to miłość. I wreszcie tacy, którzy chcą wiedzieć, by siebie budować – to roztropność” (In Cantica, Serm. XXXVI, 3; Migne, P. L., CLXXXIII, 968c,-d).

A naukę – czy lepiej, mądrość – za którą szedł i którą tak mocno ukochał, najtrafniej opisuje w ten sposób: Jest wszak Duch mądrości i rozumu, który jak pszczoła niosąca wosk i miód, daje wszystko: i to, dzięki czemu zapala światło wiedzy, i to, dzięki czemu udziela smaku łaski. I niech nie myśli, że otrzymał pocałunek [namaszczenie Ducha Świętego] ani ten, co prawdę pojmuje, a jej nie kocha, ani ten, co kocha, a nie pojmuje” (In Cantica, Serm. VIII, 6; Migne, P. L., CLXXXIII, 813-a, b). „Bo co by dawało wykształcenie bez miłości? Nadymałoby! … A co bez wykształcenia miłość? … Błądziłaby” (In Cantica, Serm. LXIX, 2; Migne, P. L., CLXXXIII, 1113-a). „Bo tylko świecić – jest rzeczą próżną; tylko ogrzewać – również; ogrzewać i świecić – to doskonałość!” (In Nat. S. Joan. Bapt., Serm. 3; Migne, P. L., CLXXXIII, 399-b). Skąd zaś bierze się prawdziwa i istotna wiedza i w jaki sposób ma się ona łączyć z miłością, wyjaśnia tak: „Bóg jest mądrością, chce więc, by Go kochać nie tylko ze słodyczą, ale i z mądrością … W przeciwnym razie – jeżeli zaniedbasz wiedzę – twoja gorliwość bardzo łatwo stanie się igraszką ducha błędu; nie ma zresztą wyrachowany wróg skuteczniejszej metody usuwania z serca miłości, jak ta – jeśli mu się to uda – że człowiek będzie się w miłości poruszał nieostrożnie i bez oparcia w rozumie” (In Cantica, Serm. XIX, 7; Migne, P. L., CLXXXIII, 866-d).


4

Bóg celem badań i kontemplacji


Ze słów tych jasno wynika, że w badaniu i kontemplacji szukał Bernard jednego – tego, by inspirując się i kierując raczej miłością niż wyszukanymi ludzkimi konceptami, gromadzone zewsząd promienie prawdy odnosić do Prawdy Najwyższej, od Niej zyskując światło dla umysłów, ogień miłości dla dusz i prawe normy dla kształtowania obyczajów. To jest w istocie prawdziwa mądrość, która przekracza wszystko co ludzkie, i która każdą rzecz odnosi do jej źródła, to jest do Boga – po to, by do Niego zwracać ludzi. Nie stał się zatem Doktor z Clairvaux więźniem błyskotliwości własnego intelektu, ale uporczywym wysiłkiem wychodził poza niepewne i niebezpieczne pokrętności racjonalizującego umysłu, nie wspierał się na wystudiowanych sylogizmach, których dialektycy jego czasów nierzadko nadużywali, ale jak orzeł z oczyma utkwionymi w słońce, potężnym wzlotem przebijał się ku szczytowi prawdy.

Miłość (caritas) bowiem, która nim kierowała, nie zna barier i jakby skrzydeł dodaje umysłom. Dla niej nauka nie jest celem ostatecznym, jest raczej drogą, która wiedzie do Boga; nie jest taka nauka jakąś rzeczywistością zamrożoną, w której duch tkwi bezpłodnie, jakby sam ze sobą się bawiąc, otumaniony pulsowaniem zmieniających się świateł. Przeciwnie, jest ona w ruchu, jest przynaglana, jest kierowana – przez ukochanie. Taką właśnie mądrością wsparty, wstąpił Bernard – drogą rozważania, kontemplacji i ukochania – na szczyty mistyki i z samym złączył się Bogiem, już w tym śmiertelnym życiu niemal nieskończonym rozkoszując się szczęściem.


5

Wartość pism św. Bernarda


Nawet jego sposób pisania – żywy, kwiecisty, płynny, wyróżniający się światłem głębokich myśli – przesycony jest taką słodyczą i miękkością, że zjednuje serca czytelników, rozsmakowuje je i kieruje ku rzeczom wyższym; że rodzi, karmi i umacnia pobożność; że wreszcie przymusza ducha do poszukiwania dóbr, które nie są przemijające, płynne, ale prawdziwe, ale pewne – dóbr, które będą trwać wiecznie. Z tego to powodu jego pisma zawsze były wysoko cenione; niemało też z jego stronic, przesyconych zapachem nieba i tchnących płomienną pobożnością, Kościół nawet wprowadził do świętej liturgii (Cfr. Brev. Rom. in festo SS. Nom. Jesu; die III infra octavam Concept. immac. B.M.V.; in octava Assumpt. B.M.V.; in festo septem Dolor. B.M.V.; in festo sacrat. Rosarii B.M.V.; in festo S. Josephi Sp. B.M.V.; in festo S. Gabrielis Arch). Poczęte bowiem z ducha pisarza złaknionego prawdy i miłości, pisarza pragnącego też innych prawdą i miłością wykarmić i na ten obraz przetworzyć, wydają się one jakby uskrzydlone tchnieniem Ducha Świętego, połyskujące jakby blaskiem Światła, które mimo upływu wieków nigdy nie może zgasnąć (Cfr. Fenelon, Panégyrique de St. Bernard).



12345678910111213141516171819202122


6

Najpiękniejsze wypowiedzi św. Bernarda


Wypada, Czcigodni Bracia, dla wspólnego pożytku przytoczyć z jego dzieł kilka najpiękniejszych wypowiedzi, odnoszących się właśnie do zagadnień mistyki: „Uczyliśmy; że każda dusza – nawet obciążona grzechami, usidlona przez występki, spętana przez pokusy, schwytana przez świat zewnętrzny, uwięziona przez ciało … nawet, mówię, tak skarana i pogrążona w rozpaczy; uczyliśmy, że jednak jest w stanie powrócić do siebie, dzięki czemu będzie mogła nie tylko odetchnąć na nowo nadzieją zmiłowania, nadzieją miłosierdzia – będzie też mogła ośmielić się zabiegać o zaślubienie Słowa, będzie mogła bez obaw wejść w przymierze zespolenia z Bogiem, będzie mogła bez lęku ciągnąć u boku Króla Aniołów słodkie jarzmo miłości. Bo czy w Tym, którego wspaniały obraz widzi się w sobie, o świetnym podobieństwie, do którego się wie, jest coś, co nie budziłoby spokojnej śmiałości?” (In Cantica, Serm. LXXXIII, 1; Migne, P. L., CLXXXIII, 1181-c, d). „Takie upodobnienie małżeńskim węzłem wiąże duszę ze Słowem, bo jest już ona do Niego podobna przez naturę, a teraz okazuje się tak samo podobna przez wolę, skoro kocha tak, jak sama jest ukochana. Jeżeli zatem ukochała doskonale, to stała się małżonką! Co może dać większą radość niż takie upodobnienie? Czegóż można pragnąć bardziej niż takiej miłości, która sprawia, że nie znajdując zaspokojenia w ludzkim nauczaniu, na ślepo, z ufnością przybiegasz, duszo, do Słowa, mocno do Słowa się tulisz, czule się z Słowem zapoznajesz i o wszystko Je pytasz – ile zdolna pojąć, tyle śmiała pożądać? Przecież to naprawdę duchowy i święty związek małżeński! Mało, mówię, związek – to zespolenie. Rzeczywiste zespolenie, w którym chcenie tego samego i tego samego niechcenie czyni z dwojga jednego ducha. I nie trzeba się lękać, że nierówność osób zakłóci w jakiś sposób zbieżność tych woli – przecież miłość nie wie, co to wzajemny lęk. Od miłowania wszak miłość- nie od okazywania sobie honorów – bierze nazwę … Miłość sama siebie przepełnia, miłość, gdziekolwiek nie przyjdzie, przekłada na siebie i bierze w niewolę wszystkie pozostałe uczucia. Dlatego ten kto kocha, kocha i czego innego nie zna” (In Cantica, Serm. LXXXIII, 3; Migne, P. L., CLXXXIII, 1182-c, d).

Podkreśliwszy, że Bóg chce być raczej przez ludzi kochany niż budzić w nich lęk, czy odbierać od nich cześć, trafnie i mądrze dodaje: „Ta miłość sama przez się wystarcza; sama przez się i przez wzgląd na siebie budzi upodobanie. Sama zasługą, sama jest sobie nagrodą. Miłość poza sobą samą nie szuka przyczyny, nie szuka owocu! … Jej owoc to jej używanie! Kocham, bo kocham; kocham, by kochać! Wielką rzeczą jest miłość, pod warunkiem jednak, że biegnie na powrót do swojej zasady, że wróciwszy do swego początku, że wpłynąwszy z powrotem do swego źródła, wciąż wzbiera stamtąd, skąd nieustannie ma płynąć! Miłość jest jedyną rzeczą ze wszystkich poruszeń, zmysłów i uczuć duszy, w którym stworzenie może – choć nierównomiernie – odpowiedzieć Stwórcy czy w podobny sposób Mu się odwzajemnić” (In Cantica, Serm. LXXXIII, 4; Migne, P. L., CLXXXIII, 1183-b).

Doświadczając po wielekroć w kontemplacji i na modlitwie tej Boskiej miłości, poprzez którą możemy najściślej połączyć się z Bogiem, wybuchał Bernard z głębi duszy niewstrzymanym krzykiem: „Szczęśliwa dusza, która zasłużyła, by zawczasu doznać takiej słodyczy błogosławionego stanu! Szczęśliwa, której dane zostało doświadczyć tak szczęsnego zespolenia. To zespolenie to nic innego tylko miłość święta i czysta, słodka i łagodna; miłość tak pełna pogody, jak pełna naturalności, miłość obopólna, intymna i mocna, która nie w jednym ciele, ale w jednym całkowicie duchu łączy dwoje i dwoje czyni nie dwojgiem już, ale jednym, wedle słów Pawła (1 Kor 6, 17): 'Kto łączy się z Bogiem, jednym duchem jest'” (In Cantica Serm. LXXXIII, 6; Migne, P. L., CLXXXIII, 1184-c).


7

Nauka mistyczna Doktora z Clairvaux


Ta górna nauka mistyczna Doktora z Clairvaux, która wszystkie ludzkie pragnienia przewyższa i wszystkie je może wypełnić, wydaje się w naszej epoce nieraz albo zaniedbywana i odsuwana na dalszy plan, albo też przez wielu zapomniana. Ci ostatni bowiem, rozrywani przez codzienne troski i zajęcia zawodowe, nie szukają i nie pragną niczego poza tym, co da się wykorzystać i przyniesie pożytki w tym śmiertelnym życiu; prawie nigdy natomiast nie wznoszą umysłu ku Niebu, prawie nigdy nie dążą do tego, co w górze, do dóbr, które nie przeminą.

A przecież, jeśli nawet nie wszyscy mogą sięgnąć szczytu tej Boskiej kontemplacji, o której w tak wzniosłych zdaniach i tak wzniosłymi słowy mówił Bernard; jeśli nawet nie wszyscy są w stanie połączyć się z Bogiem tak intymnie, by odczuć, że w jakiś tajemny sposób zostali zespoleni z Najwyższym Dobrem więzami niebieskiego małżeństwa – to jednak wszyscy mogą i powinni niezmiennie wznosić swojego ducha od tych tutaj spraw ziemskich ku niebieskim i z jak największym zaangażowaniem woli mogą i powinni zakochiwać się w Najwyższym Dawcy wszelkich darów.


8

Ponadczasowość myśli św. Bernarda


Z tego właśnie powodu sądzimy, że – skoro dziś w duszach większości ludzi miłość względem Boga albo stopniowo wygasa, albo nierzadko już całkowicie została stłumiona – te właśnie pisma Doktora z Clairvaux należy z najwyższą uwagą rozpamiętywać; z zawartych w nich bowiem myśli – płynących zresztą z Ewangelii – zarówno w życie prywatne poszczególnych ludzi, jak i w publiczne życie społeczeństw wstąpić może nowa, z nieba płynąca siła, która pokieruje obyczajami członków wspólnot politycznych i przetworzy je zgodnie z chrześcijańskimi nakazami; może też ona dostarczyć właściwych środków zaradczych wobec tylu i tak wielkich przejawów zła, jakie sieją zamęt i konflikty w społeczeństwie. Gdy bowiem ludzie nie kochają w sposób właściwy swego Stwórcy, z którego bierze początek wszystko, cokolwiek mają, nie mogą też kochać się sami między sobą: więcej nawet – co częściej się zdarza – we wzajemnej niechęci i rywalizacji dzielą się między sobą i z zawziętością zwracają się jeden przeciwko drugiemu. A przecież Bóg jest najukochańszym Ojcem nas wszystkich, my zaś jesteśmy braćmi w Chrystusie: braćmi, których On przez wylanie swojej świętej Krwi odkupił. Za każdym więc razem kiedy Bogu, który nas kocha, nie odwzajemniamy miłości i nie uznajemy pokornie Jego Boskiego Ojcostwa, także i więzy miłości braterskiej ulegają żałosnemu rozdarciu, a w ich miejsce – jak to niestety z bólem trzeba nieraz oglądać – wybuchają nieszczęsne niezgody, spory i nieprzyjaźnie, które naprawdę mogą w końcu podminować i wywrócić podstawy ludzkiej wspólnoty.

Jeżeli zatem chcemy, by wszędzie na nowo rozkwitły chrześcijańskie obyczaje, by religia katolicka mogła owocnie wypełnić nałożoną na siebie powinność, by wreszcie, po uśmierzeniu sporów i ułożeniu wszystkich spraw w sprawiedliwości i harmonii, umęczonemu i zalęknionemu rodzajowi ludzkiemu zabłysnął pełen pogody pokój – to duszom wszystkich ludzi musi zostać przywrócona ta Boska miłość, którą tak gwałtownie rozpalił się Doktor z Clairvaux.


9

Boska miłość


Tą miłością – którą zawsze i za wszelką cenę musimy być złączeni z Bogiem – niechaj płoną przede wszystkim członkowie zgromadzenia Doktora z Clairvaux, a także wszyscy duchowni, którzy mają szczególny obowiązek zachęcania i pobudzania innych do rozpalania na nowo Bożej miłości. Tej właśnie Bożej miłości – jak już powiedzieliśmy – w naszych czasach, jak w żadnych innych potrzeba członkom wspólnot politycznych, potrzeba rodzinom, potrzeba całej społeczności ludzkiej. Gdy bowiem ona płonie i gna dusze ku Bogu, Najwyższemu Celowi śmiertelnych, kwitną też pozostałe cnoty; w przeciwnym razie – gdy ona jest zarzucona czy wygasła – spokojność, pokój, radość i wszelkie inne dobra godne tego imienia, zostają zarzucone lub całkowicie stłumione, one bowiem wypływają od Tego, który Jest miłością (1 J 4, 8).

O tej Bożej miłości nikt może nie mówił tak wspaniale, tak wzniośle, tak gorąco, jak Bernard. „Przyczynę kochania Boga – mówił – jest Bóg; miarą: kochać bez miary” (De Diligendo Deo, c. L., Migne, P. L., CLXXXII, 974-a). „Tam zaś, gdzie jest miłość, nie ma trudu, ale smak” (In Cantica, Serm. LXXXV, 8; Migne, P. L., CLXXXIII, 1191-d). Sam tego najwyraźniej doświadczył, skoro pisał: „O miłości święta i czysta! O rozkoszne i słodkie uczucie … tym bardziej rozkoszne i słodkie, że wszystko, co się odczuwa, jest całkowicie Boże. Doznawać tego, to być przebóstwianym” (De Diligendo Deo, c. X, 28; Migne, P. L., CLXXXIII, 991-a). I w innym miejscu: „Lepiej mi, Panie, w cierpieniu trwać w Twoich objęciach, w piecu ognistym mieć Ciebie ze sobą, niźli bez Ciebie być choćby i w niebie” (In Ps. CLXXXX, Serm. XVII, 4; Migne, P. L., CLXXXIII, 252-c).


10

Spokój duszy prawdziwym życiem


A kiedy dosięga najwyższej i doskonałej miłości, która zespala go intymnym małżeństwem z samym Bogiem, przeżywa taką radość, taki pokój, że nic nie może być od nich większego: „O miejsce prawdziwego odpoczynku … w którym widzi się Boga nie jakby wzburzonego gniewem czy pochłoniętego troską; ale doświadcza się w Nim Jego woli dobrej, przyjemnej i doskonałej. Ta wizja nie trwoży, ale pieści; nie wzbudza niespokojnej ciekawości, ale wycisza; nie męczy zmysłów, ale uspokaja. Tu naprawdę doznaje się odpoczynku. Spokojny Bóg uspokaja wszystko; zaś ujrzeć Odpoczywającego staje się odpoczynkiem” (In Cantica, Serm. XXIII, 16; Migne, P. L., CLXXXIII, 893-a, b).

Jednakże ten doskonały spokój nie jest śmiercią duszy, ale prawdziwym życiem. „Bardziej … tego rodzaju sen, pełen życia i czujny, oświeca zmyśl wewnętrzny, a odegnawszy śmierć, udziela życia wiecznego. Naprawdę bowiem jest on zaśnięciem, takim jednak, które nie usypia zmysłu, ale go wywodzi. Śmiercią jest także – co powiedziałbym bez wątpienia – skoro Apostoł pouczając ludzi, którzy wciąż jeszcze żyli wówczas w ciele, (Kol 3, 3) mówi: … Umarliście bowiem i życie wasze ukryte jest z Chrystusem w Bogu” (In Cantica, Serm. LII, 3; Migne, P. L., CLXXXIII, 1031-a).

Ten doskonały spokój duszy – którego zaznajemy wówczas, gdy kochającemu Bogu odpowiadamy miłością, i w którym nas samych i wszystko, co nasze zwracamy ku Niemu i ku Niemu kierujemy – rodzi w nas nie gnuśność, nie lenistwo, nie nieudolność, ale ochoczą, sprawną, rzutką gorliwość; gorliwość, w której, pod wpływem łaski Bożej, rzeczywiście zabiegamy o zapewnienie zbawienia zarówno sobie, jak i innym ludziom. Wzniosła bowiem tego rodzaju kontemplacja i medytacja – dokonująca się i pobudzana przez Bożą miłość – „rządzi uczuciami, ukierunkowuje czyny, koryguje przerosty, wprowadza ład w obyczaje, czyni życie uczciwym i uporządkowanym, na koniec zaś przynosi wiedzę o sprawach zarówno Bożych, jak ludzkich. To ona, co pomieszane porządkuje, łączy rozdarte, gromadzi rozproszone, wydobywa ukryte, wyszukuje prawdziwe, sprawdza prawdopodobne, demaskuje zmyślone i fałszywe. To ona z góry wskazuje, co należy zrobić, a co zrobione ponownie przemyśla, tak by w umyśle nie pozostawało nic niepoprawnego czy wymagającego poprawy. To ona pośród powodzenia zawczasu wyczuwa przeciwności, a w przeciwnościach jakby nie czuje niczego; przez co w tych daje siłę, w tamtych zaś roztropność” (De Consid. I, c. 7; Migne, P. L., CLXXXII, 737-a, b).



12345678910111213141516171819202122


11

Działalność Doktora z Clairvaux


I rzeczywiście, jakkolwiek wśród tych tak wzniosłych i pełnych słodyczy rozważań i kontemplacji bardzo gorąco, za Bożym natchnieniem, pragnął Doktor z Clairvaux oderwania, to przecież w ścianach swojej celi – co „continuata dulcescit” (De Imit. Christi, I, 20, 5) – się nie zamykał, ale wszędzie tam, gdzie toczyły się sprawy Kościoła Bożego, był jak najrychlej obecny – radą, głosem i czynem. Stwierdzał bowiem stanowczo, że nie „każdy sobie powinien żyć, ale każdy dla wszystkich” (In Cantica, serm. XLI, 6; Migne, P. L., CLXXXIII, 987-b). Poza tym o sobie i swoich braciach pisał: „Tak też i braciom naszym, pośród których żyjemy, na zasadzie samego prawa braterstwa i ludzkiej społeczności, winni jesteśmy radę i pomoc” (De adventu D., serm. III, 5; Migne, P. L., CLXXXIII, 45-d). A kiedy ze smutkiem w duszy patrzył na to, jak najświętsza religia wystawiana była na niebezpieczeństwo czy znękana zamętem, nie szczędził żadnych trudów, żadnych podróży, żadnych zabiegów, by jej zdecydowanie bronić i w miarę możności wspomagać. Radnych spraw … które by mogły dotyczyć Boga – mówi – nie uważam za nie moje” (Epist. 20 (ad Card. Haimericum); Migne, P. L., CLXXXII 123-b). Do króla zaś Franków Ludwika tak ostro pisał: „My, synowie Kościoła, nie możemy przemilczać krzywd, pogardy i złego traktowania, jakie spotykają Matkę … Zaprawdę staniemy i będziemy za naszą Matkę walczyć, jeśli będzie trzeba, aż do śmierci – a bronią właściwą, nie tarczami i mieczami, lecz modlitwami i łzami zanoszonymi do Boga” (Epist. 221, 3; Migne, P. L., CLXXXII, 386-d, 387-a).

Z kolei do Piotra, opata kluniackiego, pisał: „I chlubię się w utrapieniach, jeśli za ich sprawą zostaję uznany godnym, by cierpieć za Kościół. To moja prawdziwa chwała i moje wzniesione czoło – tryumf Kościoła. Bo jeśliśmy byli towarzyszami trudu, będziemy też i pociechy. Trzeba było współpracować i współcierpieć z Matką” (Epist. 147, 1; Migne, P. L., CLXXXII, 304-c, 305-a).


12

Godzenie sporów. Wyprawy krzyżowe.


Kiedy zaś Mistyczne Ciało Chrystusa doznawało zamętu schizmy, w którym nawet dobrzy tracili ducha, on cały był w godzeniu sporów i w błogosławionym jednaniu dusz. Kiedy władcy, powodowani żądzą ziemskiego panowania, dzielili się między sobą pośród strasznych waśni, z których mogły powstać wielkie szkody dla ludów, on właśnie okazał się negocjatorem pokoju i wzajemnej zgody. Kiedy wreszcie święte miejsca Palestyny, które Boski Odkupiciel uświęcił swoją Krwią, znajdowały się w najwyższym niebezpieczeństwie i doznawały okrutnego ucisku ze strony obcych wojsk, wówczas on, z mandatu Najwyższego Pasterza, wzniosłymi słowy i wznioślejszą od nich miłością, pobudził władców i ludy chrześcijańskie do nowej wyprawy krzyżowej; przy czym winy za to, że nie zakończyła się ona szczęśliwie, bez wątpienia nie należy przypisywać jemu.


13

Obalanie błędów


Kiedy zaś nieskazitelność katolickiej wiary i obyczajów, przekazana przez przodków w świętym jakby dziedzictwie, wystawiona została na niebezpieczeństwo uszczerbku za sprawą dzieł szczególnie Abelarda, Arnolda z Brescii i Gilberta Poretano, wówczas on, zarówno publikując pełne najwyższej mądrości pisma, jak też odbywając uciążliwe podróże, dołożył starań, by zrobić wszystko, na co mu tylko wsparcie łaski Bożej pozwoliło, ażeby błędy zostały obalone i potępione, a błądzący uzyskali możliwość powrotu na dobrą drogę i do owocnego życia.


14

Autorytet papieża


Ponieważ zaś doskonale wiedział, iż w sprawie tej kompetentna jest nie tyle mądrość uczonych, co w sposób szczególny autorytet Biskupa Rzymu, zabiegał o zaangażowanie w nią tego właśnie autorytetu, który w rozstrzyganiu podobnych kwestii uznawał za najwyższy i w żaden sposób nieomylny. O przekonaniu tym świadczą słowa, jakie kierował do Naszego poprzednika, błogosławionej pamięci Eugeniusza III, który był niegdyś jego uczniem; czuje się w nich miłość i ogromny względem niego szacunek, połączone z tą wolnością ducha, która jest ozdobą świętych: „Miłość nie zna pana, nawet wśród infuł rozpoznaje syna … Będę cię więc napominał nie jako nauczyciel, ale jak matka; po prostu jak ktoś, kto kocha” (De Consid., II, c. 8; Migne, P. L., CLXXXII, 751-c, d).

Potem zaś zwraca się do niego w sposób bardziej stanowczy: „Kim jesteś? Wielkim Kapłanem, Najwyższym Pasterzem … Jesteś Księciem Biskupów, dziedzicem Apostołów … z władzy – Piotrem, z namaszczenia – Chrystusem. Ty jesteś tym, któremu przekazane zostały klucze, któremu powierzone zostały owce. Są wprawdzie inni zarówno odźwierni Nieba, jak i pasterze trzód; ale ty jesteś otoczony chwałą większą o tyle, że i jedno, i drugie imię otrzymałeś w dziedzictwo inaczej niż pozostali. Tamci mają przypisane sobie trzody, każdy swoją: tobie powierzono całość; jednemu jedna. Ty jesteś jednym pasterzem wszystkich: nie tylko owiec, ale i pasterzy” (De Consid., II, c. 8; Migne, P. L., CLXXXII, 751-c, d). I dalej: „Poza obręb świata musiałby wyjść ten, kto by chciał znaleźć coś, co twojej nie podlega pieczy” (De Consid., III, c. L; Migne, P. L., CLXXXII, 757-b).


15

Nieomylne magisterium Biskupa Rzymu


Uznaje przy tym w sposób wyraźny i jasny nieomylne magisterium Biskupa Rzymu w sprawach wiary i obyczajów. Gdy bowiem zwraca uwagę na błędy Abelarda – „który, gdy mówi o Trójcy Świętej trąci Ariuszem; gdy o łasce – Pelagiuszem; gdy o Chrystusie – Nestoriuszem …” (Epist. 192; Migne, P. L., CLXXXII, 358-d, 359-a); „który … tworzy w Trójcy stopnie, w majestacie – aspekty, liczby – w wieczności” (De error. Abaelardi, I, 2; Migne, P. L., CLXXXII, 1056-a); i u którego „umysł ludzki uzurpuje sobie wszystko, wierze nie zostawiając nic” (Epist. 188; Migne, P. L., CLXXXII, 353-a, b) – to nie tylko roztrząsa, obala i odrzuca jego wyrafinowane, pogmatwane a zwodnicze chwyty i sofizmaty, ale oprócz tego w najpoważniejszej tego rodzaju sprawie pisze do Naszego poprzednika, nieśmiertelnej pamięci Innocentego II: „Do Waszego apostolatu należy odwracać wszelkie niebezpieczeństwa … zwłaszcza zaś te, które dotyczą wiary. Uważam bowiem, że szkody, jakie ponosi wiara, najwłaściwiej jest usuwać tam, gdzie wiara uszczerbku doznać nie może. To zaś jest przywilejem Stolicy … Czas, byście Najukochańszy Ojcze, to wasze przewodnictwo uznali … W tym właśnie wypełniacie zadanie Piotra, którego też Stolicę dzierżycie, jeśli swoim napomnieniem umacniacie serca chwiejące się w wierze, jeśli swoją powagą ścieracie w proch tych, co psują wiarę …” (De error. Abaelardi, Praef.; Migne, P. L., CLXXXII, 1053, 1054-d).


16

Miłość Boga i bliźnich


Skąd zaś ten pokorny mnich, który nie dysponował niemal żadnymi środkami ludzkimi, mógł czerpać siłę, którą pokonywał nawet największe trudności, rozwiązywał najbardziej zawiłe kwestie i rozstrzygał najtrudniejsze spory, zrozumieć można tylko wtedy, gdy się rozważy tę wzniosłą świętość życia, jaką promieniował, połączoną z ogromnym pragnieniem prawdy. W szczególności płonął on, jak to wyżej powiedzieliśmy, najgorętszą miłością względem Boga, względem bliźnich; miłością która wszak, jak wiecie, Czcigodni Bracia, jest nakazem z całej Ewangelii najważniejszym i jakby wszystko streszczającym; a to dlatego, że nie tylko mistyczną i wieczną więzią zespala z Ojcem Niebieskim, ale także nie szuka niczego innego, jak tylko tego, by zyskiwać ludzi dla Chrystusa, troszczyć się o najświętsze prawa Kościoła i ochotnym sercem bronić nieskazitelności wiary katolickiej.



12345678910111213141516171819202122


17

Pokora św. Bernarda


Mimo więc, że cieszył się Bernard tak wielką łaską oraz szacunkiem papieży, władców i ludów, nie wynosił się, nie zabiegał o płynną, jałową chwałę ludzką, lecz nieustannie świecił tą chrześcijańską pokorą, która „otrzymuje inne cnoty … otrzymanych strzeże … ustrzeżone wypełnia …” (De error. Abaelardi, Praef.; Migne, P. L., CLXXXII, 1053, 1054-d), tak „że poza nią … wydają się one nawet nie być cnotami” (De monbus et off. Episc., seu Epist. 42, 5, 17; Migne, P.L., CLXXXII, 821-a). Z tego to powodu „nie wzburzyła jego duszy cześć mu okazywana, ani się nie poruszyła stopa jego, by się skłonić ku chwale; przyjemności też nie znajdował więcej w tiarze i pierścieniu niźli w motyce i gracy” (Vita Prima, II. 25; Migne, P. L., CLXXXV, 283-b). Kiedy zaś tyle tak wielkich trudów zniósł na chwałę Boga i dla rozszerzenia chrześcijańskiego imienia, jawnie oświadczył, że jest „sługą nieużytecznym Bożych sług” (Epist., 37; Migne, P. L., CLXXXII, 143-b), „nędznym robakiem” (Epist., 215; Migne, P. L., CLXXXII, 379-b), „drzewem jałowym” (Vita prima, V. 12; Migne, P. L., CLXXXV, 358-d), „grzesznikiem, prochem” (In Cantica, Serm. LXXI, 5; Migne, P. L., CLXXXIII, 1123-d). Pokarmem zaś tej chrześcijańskiej pokory, a także pozostałych cnót, była nieustanna kontemplacja rzeczy niebieskich; były nim wznoszone do Boga rozognione modlitwy, przez które zyskiwał łaskę niebieską dla siebie, a także dla przedsięwzięć i prac, jakie podejmował.


18

Miłość do Jezusa Chrystusa


Szczególnie względem Jezusa Chrystusa, Boskiego Odkupiciela, płonął miłością tak żarliwą, że pod jej wpływem i przez nią naglony, zapisał najpiękniejsze, wzniosłe stronice, które dziś jeszcze u wszystkich wywołują podziw i rozpalają pobożność każdego, kto je czyta. „Cóż innego tak syci myślący umysł? Co … umacnia cnoty, ożywia dobre i uczciwe obyczaje, co sprzyja czystym uczuciom? Suchy jest wszelki pokarm duszy, jeśli nie jest polany tym olejem; jest mdły, jeśli nie jest zaprawiony tą solą. Gdy coś napiszesz, nie do smaku mi to, jeśli nie wyczytam tam Jezusa. Gdy rozmawiasz lub dyskutujesz, nie do smaku mi to, jeżeli nie brzmi tam Jezus. Jezus to miód w ustach, w uszach melodia, w sercu radość. Ale i lekarstwo. Smuci się kto między wami? (por. Jk 5, 13). Niech przyjdzie do serca Jezus, a stamtąd wytryśnie na usta; i oto gdy wzejdzie to Imię – światło, wszystkie chmury się rozpraszają, wraca pogoda. Popada kto w zbrodnię? Gorzej, pędzi w rozpaczy w sidła śmierci? Czy jeśli wezwie Imienia Życia, nie odetchnie natychmiast życiem? … Komu, kto drżał i szamotał się wśród niebezpieczeństw, Imię to, zawezwane, nie przywróciło natychmiast ufności, od kogo nie przegnało strachu? … Nic nie powściąga tak skutecznie ataku gniewu, nie wytłumia naporu pychy, nie leczy rany zazdrości …” (In Cantica, Serm. XV, 6; Migne, P. L., CLXXXIII, 846-d, 847-a, b).


19

Miłość do Najświętszej Maryi Panny


Z tą żarliwą miłością do Chrystusa łączyła się najbardziej tkliwa i pełna słodyczy pobożność względem Jego wzniosłej Rodzicielki, której jako najbardziej kochającej Matce odwzajemniał się miłością i względem której żywił przeogromną cześć. W Jej najmożniejszej opiece pokładał tak wielką ufność, że nie wahał się pisać: „Bóg nie chce, byśmy posiadali cokolwiek, co by nie przeszło przez ręce Maryi …” (In vigil. Nat. Domini, Serm. III, 10; Migne, P. L., CLXXXIII, 100-a). Jak również: „Taka jest wola Jego, który zapragnął, byśmy wszystko mieli przez Maryję …” (Serm. in Nat, Mariae, 7; Migne, P. L., CLXXXIII, 441-b).

I dobrze będzie, Czcigodni Bracia, poddać tu wszystkim do rozważania słowa, które uchodzą za najpiękniejsze być może z pochwał poświęconych Boskiej Dziewicy, za najbardziej żywe, najlepiej pobudzające naszą do Niej miłość i najwięcej dające pożytku w ożywianiu pobożności i naśladowaniu przykładów Jej cnót: „Nazywana jest Gwiazdą Morza i bardzo dobrze to do Matki Dziewicy pasuje. Ona bowiem najtrafniej może być przyrównana do świecącego ciała niebieskiego – jako że tak jak ono wysyła promień, samo przy tym nie ulegając zepsuciu, tak i Dziewica zrodziła Syna bez skażenia siebie. Podobnie też promień ciała niebieskiego nie umniejsza swojej jasności, tak jak Syn Dziewicy nie umniejsza swojej nieskazitelności. Ona jest zatem tą szlachetną Gwiazdą wzeszła z Jakuba, której promień oświeca cały świat, której blask rozbłyska zarówno w niebiosach, jak i w otchłaniach … Ona, mówię, jest przeczystą i wyjątkową Gwiazdą, umieszczoną nad tym ogromnym i bezkresnym morzem, pulsującą światłem zasług, oświecającą przykładami. O, ty, ktokolwiek pojmujesz, że w odmęcie doczesności miotasz się raczej pośród burz i słot, niż przechadzasz się po ziemi – nie odwracaj oczu od blasku tej Gwiazdy, jeżeli nie chcesz zginąć pod nawałem burz. Jeśli zerwą się wichry pokus, jeśli wpadniesz na skały udręk – trzymaj się Gwiazdy, wzywaj Maryję! Jeśli będą tobą rzucać fale pychy, fale próżności, fale zawiści, fale zazdrości – trzymaj się Gwiazdy, wołaj Maryi! Jeśliby złość albo chciwość, albo podniety ciała wstrząsnęły statkiem umysłu – zwróć się do Maryi! Jeśli wstrząśnięty zdziczeniem zbrodni, zmieszany skalaniem sumienia, przerażony okropnością Sądu – zaczynasz być wciągany przez odmęt smutku, przez otchłań rozpaczy – myśl o Maryi! W niebezpieczeństwach, w przeciwnościach, pośród zwątpienia – o Maryi myśl, Maryję przywołuj. Niech Ona nie ustępuje z twoich ust, niech nie ustępuje z serca; żebyś zaś mógł dostąpić pomocy Jej modlitwy, nie trać z oczu wzoru modlitewnego obcowania, jaki Ona stanowi. Za Nią zdążając, nie schodzisz z kursu; do Niej się uciekając, nie pogrążasz się w rozpaczy, o Niej myśląc – nie błądzisz. Kiedy Ona cię trzyma, nie lecisz w dół; kiedy Ona osłania, nie ma w tobie strachu, kiedy prowadzi, nie ulegasz zmęczeniu …” (Hom. II super „Missus est,” 17; Migne, P. L., CLXXXIII, 70-b, c, d, 71-a).


20

Wzbudzanie miłości do Bożej Rodzicielki


I wydaje Nam się, że nie możemy lepiej zamknąć tej encykliki, jak słowami Doktora z Clairvaux wzywając wszystkich, ażeby codziennie z ogromną żarliwością wzbudzali w sobie pobożną miłość do łaskawej Bożej Rodzicielki, a także by usilnie naśladowali Jej wspaniałe cnoty – każdy we właściwy mu sposób, stosownie do warunków swojego własnego życia. Jeżeli na przełomie XII stulecia ciążyły nad Kościołem i nad społecznością ludzką groźne niebezpieczeństwa, to i na nasze czasy nie mniej z pewnością dramatyczne przypadły chwile. Wiara katolicka, z której płyną dla ludzi pierwszorzędne środki ratunku, nierzadko w duszach stygnie, czy też – jak to ma miejsce na wielu obszarach i wśród wielu ludów – jest oficjalnie jak najsurowiej zwalczana. Gdy zaś religia chrześcijańska albo jest lekceważona, albo brutalnie obalana, to z bólem patrzeć trzeba, jak prywatna i publiczna moralność błądzi z dala od prawej drogi, a niekiedy też w pokrętności swych błędów stacza się w sposób pożałowania godny na poziom występku.

W miejsce miłości, która jest więzią doskonałości, zgody i pokoju, podstawia się wzajemne niechęci, konkurencje, niezgody.

Coś niespokojnego, lękliwego i rozbieganego opanowuje dusze ludzi; trzeba się bardzo obawiać, czy – skoro światło Ewangelii będzie w umysłach wielu stopniowo odsuwane i wygaszane albo, co jeszcze gorsze, wręcz przez nich samych odrzucane – nie runą same podstawy wspólnoty politycznej i rodzinnej; i czy nie nadejdą czasy jeszcze gorsze i bardziej nieszczęsne.


21

Przykład św. Bernarda


Jak zatem Doktor z Clairvaux w burzliwej swojej epoce błagał o pomoc Dziewicę Maryję i pomoc otrzymał, tak my wszyscy z tą samą niezmierzoną miłością i kornością, uciekajmy się do naszej Bożej Matki, aby na te ciężkie zła, które już na nas spadają, lub które dopiero grożą, wyjednała od Boga właściwe środki zaradcze; niechaj też, z Bożą pomocą, sprawi Ona, by Kościołowi, ludom i narodom zabłysnął wreszcie kiedyś błogosławiony i najtrwalszy, bo szczery, mocno ugruntowany i owocny pokój.

Takie niechaj będą obfite i zbawienne owoce, które za wstawiennictwem Bernarda oby wydały rocznicowe obchody jego najpobożniejszej śmierci. O to niechaj wszyscy wraz z Nami pokornie błagają, a wpatrując się w przykłady pozostawione przez Doktora z Clairvaux i rozważając je, niech zarazem usilnie i żarliwie starają się wstępować w tak święte jego ślady.


22

Błogosławieństwo


Do tych zbawiennych owoców pomocą niech będzie apostolskie błogosławieństwo, którego Wam, Czcigodni Bracia, owczarni każdemu z Was powierzonej, w szczególny zaś sposób członkom zgromadzenia św. Bernarda, z hojną udzielamy miłością.

Dan w Rzymie u św. Piotra, dnia 24 maja, w Święto Zesłania Ducha Świętego, roku 1953, pontyfikatu Naszego piętnastego.

Pius XII



12345678910111213141516171819202122